Urzędową siedzibą żandarma Piso były Gąski, ale obszar pełnienia przez niego obowiązków obejmował też dalsze miejscowości. Był postawnym mężczyzną, ważył około 2 cetnarów (1 cetnar = 100 funtów = 50 kg).
Pewnego dnia w środku czerwca miał do załatwienia jakąś sprawę służbową w Świdrach. Droga do tej miejscowości prowadziła przez pola zbóż, które w tamtym okresie kołysały się pod wpływem wiatru jak fale na licznych jeziorach.
Tego dnia było bardzo ciepło, żandarm bardzo się spocił, gdyż nosił zrobiony z grubego materiału uniform. Zatrzymał się na chwilę na środku pola zboża, żeby trochę odpocząć, zdjął z głowy swoje czako i otarł pot z twarzy.
Spoglądał przy tym ponad falującymi łanami i zauważył, że w pewnym miejscu niektóre źdźbła dosyć mocno się ruszały.
Stróż prawa przypuszczał, że ktoś tam jest, więc zawołał głośno:
Jest tam jakiś człowiek?
Ale nikt nie odpowiadał. Żandarm zawołał jeszcze raz:
Jest tam jakiś człowiek?
Znowu żadnej odpowiedzi. W końcu przybrał bardziej urzędowy ton i krzyknął bardzo głośno:
W imieniu prawa, jest tam jakiś człowiek?
Na to odezwał się żałosny głos:
Nie, dwoje.
Żandarm przedarł się przez pole zboża do miejsca, z którego wydobył się głos, znalazł tam parkę i powiedział:
W imieniu prawa jesteście zatrzymani! Poniszczyliście rolnikowi zboże!
Według opowieści Emmy Schmidt, z domu Gallmeister. Opracowano na podstawie: Treuburger Heimatbrief Nr.18.