"Wierzenia mazurskie" to tytuł książki Maxa Polluxa Töeppena. Töeppen urodził się w Królewcu 4 kwietnia 1822 roku, zmarł w Elblągu 3 grudnia 1893 roku. Uczył się bardzo dobrze. Na uniwersytecie królewieckim studiował języki klasyczne i historię. Doktoryzował się i habilitował w wieku 25 lat. Po kilku latach został dyrektorem gimnazjalnym w Olsztynku (1854-1868). Przebywając wśród Mazurów spisywał podania i baśnie mazurskie. Relacje te wydał w 1867 — w pełnym wydaniu "Aberglauben aus Masuren".
Max Pollux Toeppen i Jan Karol Sembrzycki postanowili badać ludność mazurską aby zachować w pamięci ich kulturę dla przyszłych pokoleń jako świadectwo życia tych ludzi.
Co należy rozumieć pod pojęciem Mazur oraz jakie tereny obejmują. Polscy Mazowszanie osiedlali się na południowych i południowo- wschodnich terenach państwa krzyżackiego, czyli późniejszych Prus Książęcych, już w XIV wieku. W XVI czy XVII wieku, granica określająca osadnictwo ludności posługującej się językiem polskim sięgała na zachodzie do powiatu pasłęckiego, na północy zaś iławeckiego, bartoszyckiego i gierdawskiego (niem. Gerdauen). Jednak przez wieki ludność tych terenów ulegała zmianom. Zubożenie ludności i masowe zgony wystąpiły w wyniku epidemia dżumy 1709-1711, zwanej także czarną śmiercią. Choroba w całych Prusach Książęcych pochłonęła około 200 tys. ofiar. W Olecku przy życiu pozostało zaledwie 92 mieszczan.
Pod koniec XIX wieku mianem Mazur zaczęto określać tereny zamieszkane przez polskojęzycznych ewangelików w momencie, gdy nazwa Mazury weszła w powszechne użycie. Mazurzy żyli wtedy w powiatach oleckim, ełckim, giżyckim, mrągowskim, nidzickim, ostródzkim, piskim, szczycieńskim oraz w południowych częściach gołdapskiego, kętrzyńskiego i węgorzewskiego.
Mieszkańcy Mazur w większości byli protestantami, a ściślej luteranami, posługującymi się językiem polskim. Uprzednio tereny te nazywano polskimi powiatami, a ludność polskimi Prusakami. Pod koniec XIX wieku Wojciech Kętrzyński określał Mazury jako „Mazowsze pruskie”.
Mazurzy, jak niemal wszystkie wspólnoty kulturowe w Europie, tworzyli wspólnotę większościową, która asymilowała inne grupy - Prusów, Niemców, hugenotów francuskich, Szkotów, Salzburczyków.
Do 1945 roku ludność etnicznie polska zawsze na południu Prus stanowiła większość.
Pewien kaznodzieja z terenów Puszczy Piskiej tak wyrażał się w 1814 roku o swoich wiernych. „Mazurzy są oszczędni, poważni, wytrwali i pilni, ale również krnąbrni, nieufni, chciwi i uparci. Nie noszą w sobie wielkich i gwałtownych namiętności, niełatwo ich pobudzić i nawet uczucie radości nie wywołuje uśmiechu na twarzy... Pracowitość tego ludu chroni go przed niedostatkiem, jednakże nigdy nie stanie się ona źródłem bogactwa, ponieważ brak mu przy tym dążenia do poprawy swego położenia. Złe ziemie, które przynoszą mizerne plony, czynią Mazurów chciwymi, ale nie dopuszczają się oni oszustwa”.
Mazurzy do wszystkich swoich zwyczajów podchodzili bardzo poważnie odpowiadając zazwyczaj temu, kto powątpiewa: „Nasi przodkowie wszystko to już przeżyli i doświadczyli i my dobrze robimy naśladując ich oraz nie zaniedbując niczego, co może nas ochronić”.
Niżej przedstawiam fragmenty wierzeń i przesądów wybrane z książek Töeppena i Sembrzyckiego.
U Mazurów wiele przesądów bezpośrednio wiązało się z chrześcijaństwem i nabożnością. Według Mazurów szczególna moc tkwi zarówno w modlitwie kościelnej. Modlitwa odmówiona w kościele miała być skuteczniejsza niż poza obrębem kościoła. A myśląc o tym przesądni zasyłali modły do kościoła przez dziurkę od klucza, gdy drzwi świątyni były zamknięte.
Skoro krzywoprzysięstwo zostało popełnione przed ołtarzem i w oświetlonym kościele, natychmiastowa zguba krzywoprzysięzcy była jeszcze pewniejsza. Stąd pochodzą tego rodzaju zaklęcia, jak: „Mogę na to przysiąc w całkiem oświetlonym kościele”.
Gdy jednak przysięgający nie kierował podniesionych palców ku sobie, lecz je odwracał, wówczas mógł przysiąc fałszywie i nic mu to nie zaszkodziło.
Przy krzywoprzysięstwie pomaga przysięgającemu zagięcie wielkiego palca. Przysięgający fałszywie brali także podczas przysięgi kamienie do ust i potem je wypluwali wraz z taką przysięgą.
Zdarzało się, że proszono o krótkie bicie w dzwony, gdy skradziono mu konia. Uważano, że skoro tylko dzwon zadzwoni złodziej nie będzie mógł ruszyć z miejsca.
Gdy ktoś dopuszczał się krzywoprzysięstwa, w jego pobliżu zaś znajdowała się nabita broń, wówczas broń ta wypalała i kula trafiała w krzywoprzysięzcę. Stąd powstał bardzo pospolity sposób zaklinania się: „Mogę na to przysiąc przy stu strzelbach”.
Święconego wina, udzielanego przy komunii, używano we wszystkich chorobach, jako najwyższej i ostatecznej instancji. Niektórzy uważali nawet, że wino mszalne z kościoła katolickiego działa silniej, aniżeli to z ewangelickiego.
Był zwyczaj kłaść noworodkowi śpiewnik pod głowę, ażeby nie przyszedł diabeł, nie zabrał dziecka i na jego miejsce nie włożył do kołyski podrzutka.
Znak krzyża jest najpewniejszą ochroną przed kłobukiem (diabłem). Toteż każda pryzma zboża w spichlerzu albo na strychu nosiła na sobie znak krzyża. Nawet leżące na klepisku nieoczyszczone jeszcze zboże musiało być na noc naznaczone krzyżem, żeby kłobuk nie zabrał ziarna.
Każdy większy obszar wody, według ludowych wierzeń, miał swojego topicha. Wiara ta była bardzo rozpowszechniona, a ludzie, mieszkający w bezpośrednim sąsiedztwie jezior lub rzek, byli najmocniej przekonani o istnieniu tam owych istot. Miejsca najbardziej niebezpieczne i głębokie, gdzie zwykle najbardziej nieokiełznane gnają fale, bywały siedliskami topichów.
Gdy kobietę po połogu odwiedzały inne kobiety i przy oglądaniu dziecka wyrzekały tylko: „O, jakież to ładne dziecko!” Uważano, że dziecko jest urzeczone i nie będzie się chowało.
Pewien obywatel, którego odwiedził przyjaciel, zwrócił się do niego między innymi z następującymi słowami: Wylęgło mi się z jaj gniazdo dzikich kurcząt — to milutkie stworzonka; chodź je zobaczyć. Gość odrzekł na to: Mam niedobre oczy; od mojego spojrzenia wszystkie zginą. Ulegając jednak namowom gospodarza, poszedł i obejrzał młode kurczęta, które rzeczywiście wkrótce wyginęły.
Ludzie bardzo obawiali się obsypki. Chodzi tu o to, że czarownice obsypywały człowieka jakimś proszkiem, wskutek czego dostawał on wyprysków na rękach i nogach, czegoś w rodzaju liszaja, który także nazywano obsypką. Zdarzało się to szczególnie u osób starszych. Proszek do obsypki przygotowywała czarownica ze spalonej ropuchy brodawkowatej.
Często czarownice zauroczyły jakieś miejsce i urok spadał na tego, kto tego miejsca dotykał. To były „złe” miejsca.
Gdy ktoś zachorował, mówiono: „przełazi przez złe miejsce”.
Gdy widziało się nadchodzącą kobietę, podejrzaną o to, że była czarownicą, rzucało się za drzwi miotłę; wtedy czarownica nie może już wejść.
Żebracy często bywali czarownikami i trzeba było ich bardzo się wystrzegać. Kto ich nie wsparł hojnie, tego nieraz urzekli przez złe życzenia. Niejeden już dostał wysypki wskutek ich czarów.
Niekiedy łatwo można było wyrządzić komuś psotę na pamiątkę. Gdy ktoś jest obmawiany poza oczami, na kominie trzeszczał ogień. Obmawiany powinien, więc zaraz posypać ogień solą; wówczas trzeszczenie ustawało, obmawiający zaś dostawał na języku pryszczy.
Jeżeli ktoś był tak zagniewany na jakąś osobę, że pragnął jej śmierci, mógł to osiągnąć, śpiewając nabożną pieśń przez cały rok rano i wieczorem. Znienawidzona osoba umierała potem z pewnością. W powiecie oleckim środek ten podobno bywał stosowany często i z dobrym skutkiem.
Gdy powstawał powietrzny wir, winne temu były siły demoniczne. Na Mazurach słyszało się wówczas pospolicie wyrażenie: „diabeł jedzie na wesele”. Gdy wicher był tak silny, że porywał i unosił piasek, mówi się: „koń leci przez chmury”. Zresztą wicher zrywa się także, gdy ktoś się powiesi.
Niekiedy ludzie na polu powiadali: „tam pali się skarb” lub: „widziałem ognik”. Istniało, bowiem przekonanie, że gdyby się zaraz poszło tam kopać, znalazłoby się skarb, ale strach powstrzymywał przed tym.
W tamtych czasach było mnóstwo wajdelotów, sygnotów, czarodziejów, guślarzy, wróżów, zażegnywaczy, czarownic. Gdy się o nich mówiło, specjalnie używano określenia: „on umie coś więcej, niźli jeść chleb”.
Kobiety o czerwonych oczach, zwłaszcza stare, uchodziły za złych ludzi; mogły one czarować, a cała wioska powinna być w stosunku do nich ostrożna.
Często mówiono, że czarownice albo czarownicy mogą uczynić ludziom wszelakie zło z pomocą złego spojrzenia, chuchnięcia, dotknięcia, posypywania, albo też dając im cokolwiek do zjedzenia.
Złe spojrzenie budziło wielkie obawy. Kołtun lub nagłe kalectwo zawsze przypisywano złemu spojrzeniu albo zaczarowaniu i ten, kto chciałby się od tego uchronić i zabezpieczyć, powinien żegnać się znakiem krzyża.
Jeżeli na kogoś popatrzyła osoba o niedobrym wejrzeniu, padał nań urok. Gdy ktoś nagle zasłabł, wskutek uderzenia krwi do głowy, mówiło się, że padł nań urok, że jest urzeczony.
Przy bieleniu domu robiło się dokoła głównych drzwi pewną ilość plam pędzlem, aby diabeł trzymał się z daleka.
W wieczór świętojański, albo w wigilię Trzech Króli, kreśliło się na zewnętrznej stronie drzwi obory trzy krzyże. Chroniło to od czarów. W powiatach warmińskich używano się w tym celu poświęconej w kościele kredy.
Ażeby zabezpieczyć się przed złym spojrzeniem, nosiło się koszulę, pończochę, albo jakąkolwiek część odzienia odwróconą na lewą stronę.
Dla zabezpieczenia się od czarów niektóre osoby zawsze nosiły przy sobie czosnek.
Znaleziona podkowa, przybita gwoździami do progu domu końcami na zewnątrz, przynosiła szczęście; do kupca np. sprowadza licznych gości i bogatych klientów.
Kiedy ktoś cierpiał na jakąś ciężką chorobę, oddzierało się kawałek jego koszuli i zawieszało się go albo i całą koszulę na rozdrożu, na drzewie albo na drogowskazie. Do materiału wtykano igłę, a pod nim kładło się złotą monetę. Lud uważał, że w ten sposób zabiera się choremu jego chorobę. Przechodnie bardzo uważali, żeby nie dotknąć takiego materiału, lub nie ruszyć pieniędzy, gdyż mogliby zabrać z sobą chorobę.
Dobrze jest zabezpieczyć się przeciwko złym wpływom i trzymać je z dala od siebie. Środki chroniące przed złymi wpływami były następujące:
Noworodka strzegło się z wielką troskliwością przed cudzym wzrokiem, ponieważ jednak odosobnienia nie da się ściśle dokładnie przestrzegać, nie było innego sposobu ochrony dziecka prócz stosowania amuletów. Srebrne medaliki, pierścionki, albo złote monety, zarówno jak czerwone wstążeczki na szyi, uważane były za szczególnie skuteczne. Czerwone wstążeczki zawiązywano także na szyi źrebiętom i cielętom, jako środek zabezpieczający przed złym spojrzeniem.Środek od bólu głowy. Cierpiącemu stawiano na głowie garnek z wodą i kładło doń kawałek stali.
Środek od bólu zębów. Wycinano drzazgę spod kory bzowego drzewa, przekłuwano nią do krwi dziąsło, następnie wtykano ją w to samo miejsce, ażeby przyrosła.Najbardziej wypróbowanym i najprostszym środkiem na ból zębów było przyglądanie się księżycowi na nowiu w nieruchomej i milczącej postawie.
Jęczmień na oku leczono przez trzykrotne potarcie obrączką ślubną matki.
Zastrzał na palcu nie zgoił się, dopóki się nad nim nie wystrzeliło z broni.
Narośle na ciele ludzkim, zwane krostkami, leczono w następujące sposoby: Szło się do domu, w którym znajdował się nieboszczyk, nic nie mówiąc, chwytano za dłoń nieboszczyka i jego palcem naciskano trzykrotnie narośl; Kiedy do domu przychodził żebrak, brano od niego kij z ręki, nie mówiąc ani słowa i trzykrotnie naciskano się nim narośl; Polewano deszczową wodą znalezioną na polu w wydrążonej kości, albo woda znalezioną na gnoju krowim.
Aby usunąć brodawki dotykano każdej brodawki ziarnkiem grochu i ziarna te wrzucano do pieca, po czym uciekano się prędko, aby nie słyszeć trzeszczenia.
Skoro w jakimś domu dokonano kradzieży i podejrzenie padało na domowników, gospodarz domu polecał wszystkim zebrać się razem i rozdawał im jednakowej długości słomki. Po kwadransie badał słomki, gdyż słomka, która znajdowała się w ręku złodzieja, powinna była urosnąć.
Mazurzy wierzyli w to, że pomiędzy teraźniejszością i przyszłością istnieje tajemniczy związek. Częstokroć wszystko zależy od chwili, w której rozpoczynamy jakieś przedsięwzięcie: jakże, więc jest ważne trafienie na odpowiednią porę! Pod tym względem najważniejszy był dwunastodniowy okres trwający od Bożego Narodzenia do Trzech Króli.
Podczas dwunastek nie wolno było prząść. Kto tego nie przestrzega, temu wilk napadał na stado owiec. Zwykłym zajęciem pomiędzy Bożym Narodzeniem i Nowym Rokiem było darcie pierza.
Jeżeli dzień Bożego Narodzenia wypadał w niedzielę, wtedy zima miała być ciepła, wiosna dżdżysta i ciepła, lato przyjemne, suche i pogodne, jesień dżdżysta i wietrzna; wielki urodzaj miał być na zboże i miód; śmierć miała zabierać przede wszystkim brzemienne kobiety; w rodzinach miał panować pokój.
Jeżeli pierwszy dzień po Bożym Narodzeniu był pogodny, następny rok miał przynieść swary i rozterki pośród duchowieństwa.
Gdy pierwsza noc po Bożym Narodzeniu była wietrzna, rok miał być spokojny, wolny od kłótni pomiędzy panującymi.
Jeżeli pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Bokiem śnieg padał dużymi płatami, umierali przeważnie starzy ludzie, jeżeli małymi płatkami, umierali przeważnie młodzi.
Pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem nie wolno było gotować grochu.
Sny, które bywały pomiędzy Bożym Narodzeniem i Nowym Rokiem, sprawdzały się dokładnie.
W sylwestrowy wieczór paliło się solidnie w piecu, żeby umarli mogli się ogrzać.Jeżeli w noc Nowego Roku pomiędzy 11 i 12 godziną roznieci się w piecu ogień, przystawi się do pieca ławkę i posypie ją popiołem, rano na popiele znajdą się ślady nieboszczyka, który wygrzewał się w nocy.
Gdy w wieczór sylwestrowy idzie się do kościoła, patrzy się na cień. Osoba, której cień nie ma głowy, musi umrzeć.
Bardzo znane było rzucanie pantofla dla zbadania przyszłości. Do rzucania pantofla może być użyć tylko pantofel z lewej nogi. Rzucano go przez głowę za siebie. Jeśli pantofel upadł noskiem do drzwi, wówczas ten albo ta, która go rzuciła, w ciągu następnego roku miała opuścić rodzicielski dom.
Na chybił trafił otwierano śpiewnik albo biblię, ustaliwszy przedtem, po której stronie, po prawej lub po lewej, i który wiersz ma zostać odczytany. Miejsce znalezione w taki sposób zawierało zapowiedź losu, jaki ma w przyszłym roku spotkać wróżącego.
Szczególnie liczne były wróżby, do których uciekały się młode, pragnące wyjść za mąż, dziewczęta. Udawały się one nad otwartą bieżącą i mającą kamieniste dno wodę, chwytały pełną garść żwiru, następnie przynosiło go do izby do światła, po wysypaniu na talerz starannie badały.
Jeżeli liczba kamyczków była parzysta — dziewczyna w przeciągu następnego roku miała wyjść za mąż; jeżeli nieparzysta — została niezamężna; jeżeli zaś pomiędzy kamykami znajdowano robaczek, dziewczyna, nie wychodząc za mąż miała mieć miała dziecko. Ten zwyczaj był znany z powiatu oleckiego.
W sylwestrową noc młodzi trzęśli płotem i nasłuchiwali, z której strony szczekały psy, bo z tej właśnie strony miała nadejdzie przyszła żona lub przyszły mąż.
Dziewczęta udawały się po ciemku do owczarni i chwytały owce, co każdej wolno uczynić tylko raz. Jeżeli któraś schwytała baranka albo nawet capa, zamążpójście miało być pewne; owca oznaczała dłuższe pozostawanie w wolnym stanie. Zawiedzione były dziewczęta, które schwytały jagnię, bo to oznaczało dziecko.
Sylwester to również była pora dla wróżb gospodarskich. Wyskubywano pewną liczbę słomek z dachu, a jeżeli w kłosach znajdowano jeszcze ziarna, następny rok miął przyniesie obfitość zboża, jeśli ziaren nie było będzie się cierpiało niedostatek.
W sylwestrowy wieczór gospodarz podchodził do granicznego płotu i trząsł nim, wymawiając przy tym następujące słowa: Jaja dla nas, gdakanie dla was”. Wskutek tego kury sąsiada miały przez cały rok składać jaja u zamawiającego, do sąsiada zaś miały chodzić gdakać.
Ludzie wierzyli także, że w noc Nowego Roku pomiędzy 11 a 12 godziną wszystkie zwierzęta mogą mówić, o czym według poważnych zapewnień Mazurów, niejeden już się przekonał.
Przed Nowym Rokiem należało spłacić wszystkie długi i oddać wszystko, co pożyczone.
Kto w dzień Nowego Roku pierwszy wróci z kościoła, ten w bieżącym roku pierwszy skończy żniwo. Stąd też wieki pośpiech, z jakim tego dnia pobożni wychodzili z kościoła.Wiatr wiejący na Nowy Rok zapowiada obfitość owoców. Jeżeli na Nowy Rok pada śnieg, pszczoły będą roiły się dobrze. Gdy na Nowy Rok świeci dużo gwiazd, kury będą się dobrze niosły.
25 stycznia w dzień nawrócenie św. Pawła, połowa zimy, chleba i paszy. Tego samego dnia na drugi bok przewraca się robactwo pogrążone w zimowym śnie. Tego też dnia należy prząść, żeby krety nie z tyły pola.
24 lutego na św. Mateusza gęsi znoszą jaja. Na Macieja gęsi niosą jaja. Kto tego dnia przędzie, u tego źle będą chowały się gęsi.
12 marca Mazurzy mówili: Na Grzegorza idzie zima do morza.
25 marca na Zwiastowanie Najświętszej Marii Panny. Tego dnia odkłada się pługiem pierwszą bruzdę.
Na Zwiastowanie (25 marca) bociany przylatują, a na Bartłomieja odlatują (24 sierpnia).
W Wielki Czwartek sadzono sadzonki roślin kwiatowych. W tym dniu przesadzano się także rośliny doniczkowe.W Wielkanocną wiele osób myło się tego dnia przed wschodem słońca w źródle, żeby pozbyć się wysypki, chorób oczu i innych uporczywych dolegliwości.
W Wielkanocny Poniedziałek, a nawet i w Niedzielę Wielkanocną dziewczęta i chłopcy oblewali się nawzajem wodą, co świadczyło o pewnego rodzaju sympatii do osoby oblewanej.
23 kwietnia w dzień św. Jerzego, w którym, jak powiadali Litwini — młode żyto powinno być tak wysokie, żeby mógł się w nim schować skowronek — uchodzi za ważny termin. Tego dnia dawni Prusowie składali ofiary swojemu bożkowi Pergrubiusowi.
Na św. Wojciecha przylatywały jaskółki.
Na Wniebowstąpienie przesadzano rozsadę i siało się bób i ogórki.
Od dnia Świętej Trójcy można było zacząć się kąpać w jeziorach i rzekach.
W wieczór św. Jana zrywano dziewięć rodzajów ziół, przy czym nigdy nie powinno wśród nich brakować pewnych szczególnych gatunków, jak rumianek i biały bez i wiło się z nich wianki. Takie wianki posiadały szczególną uzdrawiającą moc i były starannie przechowywane. Z pojedynczych kwiatów tych wianków gotowało się wywar, przeciwko wszelkiego rodzaju chorobom.
W wieczór św. Jana dziewczęta wiły wianki i rzucały je przez głowę za siebie na drzewo. Jeżeli wianek zaczepił się na drzewie, dziewczyna, która go rzuciła, miała wyjść w przyszłym roku za mąż. Ile zaś razy spadnie, tyle lat pozostanie jeszcze niezamężną.
W noc świętojańską o północy zakwita paproć. Kto miał szczęście znaleźć ten kwiat, ten dowiadywał się o wszystkich ukrytych skarbach. Rzadko jednak ktoś odważył się wyjść tej nocy ze strachu przed diabłem i czarownicami.
24 grudnia. W wigilię Bożego Narodzenia każdy musi odebrać swoje wypożyczone rzeczy (z wyjątkiem pieniędzy).
Według Mazurów był wielki wpływ księżyca na ziemskie sprawy. Zwracano uwagę na jego zmienne położenie względem ziemi i słońca. Według podań mazurskich wybrane dni przed pełnią i po pełni nazywano starymi lub młodymi. Stare dni miały większe znaczenie, niż wszystkie inne dni miesiąca. W stare dni można było zaczynać, co się zachce.
Specyfiką polsko-mazurskiego kalendarza niewystępującą u innych narodów było wyraźne określenie licznych nieszczęśliwych dni. Najgorsze z niedobrych dni były: 1 kwietnia, kiedy powiesił się Judasz - zdrajca; 1 sierpnia, w którym Kain zabił swego brata Abla i 1 grudnia, w którym z ziemi starta została Sodoma.
Literatura:
- Der Kreis Treuburg Ein ostpreußisches Heimatbuch. Zusammengestellt im Auftrage der der Kreisgemeinschaft Treuburg von Dr. phil. Rudolf Grenz. 1971
- Hesß svon Wichdorff H., K., Masuren: Skizzen und Bilder von Land und Leuten. Berlin 1915.
- Kossert A., Mazurzy. Tradycja i codzienność. BORUSSIA Olsztyn 2002.
- Masuren Eine deutsche Landschaft in Ostpreussen. Königsberg 1940.
- Pohl E,. Die Volkssagen Ostpreussens, Königsberg 1943.
- Rosenheyn, Max. Reise-Skizzen aus Ost- und West-Preussen. Bd. 2. Danzig : A. W. Kafemann, 1858 (Danzig : A. F. Kafemann). 1858.
- Sembrzycki J., Ueber masurische Sagen, w: Altpreussische Monatsschrift, Oktober-Dezember, Bd. 23. Ferd. Beyer`s Buchhandlung. Königsberg 1886
- Töppen M., Aberglauben aus Masuren: mit einem Anhange, enthaltend: Masurische Sagen und Mährchen. Th. Bertling, Danzig 1867.
- Töppen, M. Wierzenia mazurskie z dodatkiem, zawierającym klechdy i baśnie Mazurów. Druk Józefa Jeżyńskiego Warszawa 1894.
- Treuburg. Ein Grenzkreis in Ostpreußen Red. Klaus Krech. Kommisions-Verlag G. Rautenberg, 1990